Zaginiona miniatura - Erich Kästner, Klub Srebrnego Klucza - kryminaly, Klub srebrnego kluczyka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Okładkę projektowałMARIAN STACHURSKIPaństwowe Wydawnictwo „Iskry", Warszawa 1958 r.Nakład 20 000 + 250. Ark. wyd. 8,3. Ark. druk. 14,5.Papier druk. mat. V kl. 70 g, format 70X100.Oddano do składania w czerwcu 1958 r.Druk ukończono we wrześniu 1958 r.Krakowska Drukarnia Prasowa w Krakowie, WielopoleS-031I.Papa Külz je wędlinęÓw plac w Kopenhadze, na którym stoi gmach OperyKrólewskiej, nosi nazwę Kongens Nytorv. Jest to nad wyrazmiły i przestronny plac. Aby go sobie obejrzeć w spokoju,najlepiej zasiąść przed hotelem „Angleterre”.Pod gołym niebem stoją tu w długich rzędach krzesła i stoliki.Goście z całego świata siedzą obok siebie, starannieobsługiwani, i raczą korzystać z przyjemności żywota. Żadenstolik ani konsument nie odwraca się tyłem do placu. Siedzi siętu jak na parterze wspaniale urządzonego teatru pod gołymniebem, patrzy się na fasadę opery naprzeciwko i napawawzrok wesołym ruchem ulicznym, który obywatele kopenhascyzwykli ukazywać oczom swych gości.Dziwna rzecz z tym placem Kongens Nytorv! Nie byłeś wDanii lata — bądź co bądź w tym czy owym kraju zdarzyła sięrewolucja, może został powieszony dyktator Afganistanu przezstronników swego kuzyna, trzęsienie ziemi w Japonii zwaliło zdziesięć tysięcy domów jak domki z kart — ale kiedy się znowuznajdziesz w Kopenhadze, z Amagergade skręcisz w lewo ispojrzysz na „Angleterre”, przed hotelem ciągle jeszcze siedząw pięciu rzędach te same eleganckie panie i wytworniobcokrajowcy, rozmawiają w kilkunastu językach, obserwującierpliwie wesoły ruch uliczny i pod obojętnymi minamiukrywają starannie, jak bardzo smakuje im doskonała kuchniaduńska.Na Kongens Nytorv czas się zatrzymał.*Wobec tego nie warto, oczywista, bliżej określać momentu, wktórym rzeźnik Külz kroczył przez plac i skierował się w stronęhotelu „Angleterre”Külz nosił nieprzemakalne ubranie z zielonej czesanki,brązowy pilśniowy kapelusz i miał krzaczaste, siwiejące wąsy.W prawej ręce trzymał sękatą laskę, w lewej — przewodnikKopenhaga i okolice.Zbliżył się do balustrady, za którą stał pierwszy rząd stolików,i zamyślony rozglądał się niezdecydowanie pośród siedzącychgości. Zauważył, że jakaś bardzo wystrojona i wymalowanapani pochyliła się do swego towarzysza i coś mu szepnęła; tenobejrzał Külza i uśmiechnął się łagodnie, jak gdybywybaczająco.To rozstrzygnęło. Gdyby ów pan się nie uśmiechnął, rzeźnikKülz poszedłby dalej. I w ten sposób historia, która się terazrozpoczyna, wzięłaby inny obrót, niż to nastąpiło wrzeczywistości.W tych warunkach jednak Külz mruknął: „baran” i siadł,nadęty, przy wolnym stoliku, szeroko rozstawiając nogi. Tymsamym wpadł w tryby zdarzeń, które go nic nie obchodziły, leczmiały go wkrótce kosztować pięć funtów żywej wagi.Pod ciężarem Külza delikatne krzesło jęknęło z bólu.Podbiegł pikolak i zapytał:—Please, Sir?Gość zsunął pilśniowy kapelusz na tył głowy.— Dziecko, ja nie umiem po duńsku. Daj mi kufelek jasnego!Ale duży kufelek!Pikolak nic nie zrozumiał, ukłonił się i zniknął. Külz zatarłręce. Wtedy wynurzył się kelner we fraku.— Czym mogę panu służyć?Gość spojrzał na niego nieufnie.— Duży pilzner — oświadczył. — Niech mi pan tu jeszczesprowadzi kierownika lokalu albo może pan woli, żebym wniósłpisemne podanie.— Jeden pilzner, proszę bardzo!— I coś do zjedzenia. Trochę wędliny, jeśli to nie sprawikłopotu. Rozmaitości. Wasze duńskie kiełbasy interesują mniezawodowo. Jestem berlińskim rzeźnikiem.Kelner nie zdradził, co o tym myśli, ukłonił się i zniknął.Külz oparł laskę o balustradę, nasadził na pożółkłą rogową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]